ciamciaramcia ciamciaramcia
1423
BLOG

Kredyty frankowe – polemika z Ł. Warzechą

ciamciaramcia ciamciaramcia Gospodarka Obserwuj notkę 65

Kredytami frankowymi fascynuję się od 2005 roku. Jako osobę skrajnie racjonalna, zawsze fascynowało mnie zbiorowe szaleństwo. Pamiętam początki z lat 2005-6. Pamiętam Rekomendację S Komisji Nadzoru Bankowego, która miała ograniczyć kredyty walutowe. Pamiętam też swoją złość, gdy PiS wyraził swoje oburzenie, że KNB ogranicza dostęp do kredytów we frankach (http://old.pis.org.pl/article.php?id=4415). PiS rozwiązał KNB i zastąpił go potulnym KNF-em. Pamiętam też akcję "Wolność dla marzeń, wolność dla kredytów" z tego samego momentu. Pamiętam też irracjonalną politykę RPP w 2008 roku, gdy w przeddzień globalnej recesji podwyższała jeszcze stopy procentowe.

W tym czasie, w latach 2006-2008 bylem aktywny na wielu forach informując ludzi i o ryzyku walutowym i o sile szwajcarskiej gospodarki. Wtedy, jedną nogą mieszkałem zresztą w Szwajcarii. Czasem pisałem obrazowo – gdy frank będzie po 6 zł, rata będzie obowiązkowa, a kartofle z kaszanką opcjonalne.

Pamiętam też świetnie reakcję ludzi – arogancję, ignorancję, chciwość. Bylem wyśmiewany jako nieudolny emigrancina, który jest sfrustrowany, że zarabia w nic nie wartej walucie. Ludzie mieli świetną świadomość ryzyka walutowego – twierdzili, że złotówka będzie za wzmacniała aż do kursu 1 chf = 1 pln, a potem gdy Szwajcaria zbankrutuje, ich kredyt całkiem zniknie.

W swoim felietonie pan Warzecha stawia dwie całkowicie błędne tezy. Po pierwsze przyrównuje problem frankowy z problemem małego druczku. Straty kredytobiorców, wynikające z kredytu frankowego nie wynikają z małego zapisu na 12 stronie. Wynikają z podstawowego elementu kredytu – że jest to kredyt we frankach (walutowy, denominowany czy indeksowany – nie ma to większego znaczenia). Tylko i wyłącznie z tego. Banki więc nie oszukały na "Dzień Dobry Telekomunikacja". Banki sprzedały to, czego ludzie oczekiwali – możliwości wzbogacenia się na stale rosnącym kursie złotówki.

Druga błędna teza jest taka, że para humanistów, nie musi się znać na ryzyku kursowym. W moim świecie, humanista to człowiek o szerokich horyzontach, a nie jedynie analfabeta matematyczny. Jeżeli człowiek nie zna się na ryzyku kursowym, i nie chce się dokształcić, to nie powinien brać kredytu walutowego. Jeżeli człowiek bierze zobowiązanie na 30 lat, i nie poświęca wcześniej kulkudziesięciu godzin czytając i dokształcając się, to na pewno nie jest humanistą. Przypominam jednak, że to nie było tak, że ludzie nie mieli świadomości ryzyka kursowego – ludzie zwyczajnie chcieli wzbogacić się na stale umacniającej się złotówce i byli głusi na głosy, że "efekt Unii" po kilku latach się skończy.

Dodam, że zawsze uważałem, że kredyty walutowe powinny być zabronione, by chronić ludzi przed ich własną ignorancją. Właśnie dlatego, że ta para humanistów, to w sumie ograniczone barany podążające za stadem.

PS. Nie mam kredytu we frankach ani akcji banków, nigdy nie pracowałem w banku. Fajnie by było, gdyby każdy, kto na ten temat pisze, dodał czy sam ma kredyt we frankach czy nie.

jestem fanem ciamciaramcyzmu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka